niedziela, 9 marca 2008

3D - trzy domy

Dwudziestego szóstego lutego wysłuchałem wykładu Christiana Kereza, podczas którego utwierdziłem się w przekonaniu, że Warszawa wygrała los na loterii zdobywając muzeum sztuki nowoczesnej jego projektu. Oprócz Muzeum, które znam, pokazał też szkołę w Leutschenbach (o której już tu kiedyś było) i mały domek dla dwóch rodzin, który też już wcześniej mi przemknął na zdjęciach. Mówił, że to gdzieś w Zurychu, ale gdzie dokładnie - nie powiedział. Kerez zasłużenie dostał takie brawa, jakich jeszcze w audytorium ETH po żadnym wykładzie nie słyszałem. A ja dopisałem domek do mojej długiej listy obiektów do obejrzenia w Szwajcarii i tam sobie spokojnie wisiał.
Czasami zdarza się taki dzień, kiedy nie dość, że się mnóstwo ciekawych rzeczy dzieje, to jeszcze następują jedna po drugiej w doskonałej kadencji i nie trzeba z niczego rezygnować - i wóz i przewóz. I właśnie w ubiegły czwartek kolejne atrakcje edukacyjne tak się ułożyły, że wylądowałem po ostatnim wykładzie około dziesiątej wieczorem w środku miasta. Wraz z miłym towarzystwem zdecydowaliśmy się ukoronować dobę skromną libacją w jednym z pobliskich lokali. Kompletne uwędzenie odzieży w dymie tytoniowym okazało się być tym razem ceną wartą zapłacenia, bo rozmowa toczyła się wspaniale. Kiedy zeszliśmy na temat Kereza, to wypłynął ów domek z mojej listy i od jednego z interlokutorów dostałem dokładny adres. Stoi sobie, jak się okazało, po północnej stronie jeziora, powyżej tak zwanego 'Goldküste' - złotego brzegu, czyli na droższym, słonecznym stoku doliny.
Dziś po obiedzie wybrałem się do Witikonu go obfotografować. Okazał się być naprawdę niewielki, ale ostry, jak żyletka. Czysta przyjemność.
Syty jakości, do domu postanowiłem wrócić piechotą wietrząc płuca w świeżym powietrzu górskich przedmieść Zurychu. Po drodze trafiły mi się jeszcze dwa świetne znaleziska. Obok kolejki Dolderbahn odkryłem tajemniczą białą willę. Nie wiem, kto to rysował, ale się dowiem. Tchnęło z niej kasą, o której nawet nasze złote buraki raczej tylko śnią, i klasą, która w ogóle burakom nie grozi. A kilkaset metrów dalej - domek własny Mike Guyera, połowy duetu Gigon&Guyer. Mike, jak mi wyjawiono podczas czwartkowego wędzenia, ożenił się z sekretarką Rema Koolhaasa.
Na deser przemknąłem jeszcze przez mieszkaniówkę Sonnengartenstrasse, klasykę Gigon&Guyer, która nie przestaje mnie zadziwiać i zachwycać, ilekroć tamtędy przechodzę.

Ścieżka dźwiękowa: piosenka, która ostatnio przykleiła mi się do ucha i nie daje się odczepić w żaden sposób. Amy Winehouse - Valerie. Tam jest w pierwszym wersie kawałek o widoku ponad wodą - czyli w sam raz na dzisiaj.
Well sometimes I go out, by myself, and I look across the water
And I think of all the things, of what you're doing, and in my head I paint a picture
Since I've come home, well my body's been a mess, and I miss your ginger hair, and the way you like to dress
Oh won't you come on over, stop making a fool out of me, why don't you come on over, Valerie

7 komentarzy:

Jan Strumiłło pisze...

zapomniałem przekazać wam ważną wiadomość od obcych!

Jan Strumiłło pisze...

i jeszcze tutaj wielki rowan o architekturze

Jan Strumiłło pisze...

a tu jeszcze na niedziele zmodyfikowanewyznanie wiary. i w ogóle proponuję wpiszcie sobie w youtube NTNON i oglądajcie po kolei. zróbcie wcześniej miejsce na dywanie do turlania się ze smiechu

Anonimowy pisze...

w dogodnym momencie pomaszeruj do innego domu Kereza:

http://picasaweb.google.com/adaptconcept/BASELZURICH/photo#5092618922909712370

Anonimowy pisze...

hmm...coś mi nie poszło. Do właściwego domu musisz się przeklikać dwa razy :)

Anonimowy pisze...

ten kawalek amy winehouse to mogles zostawic dla siebie, teraz musze tu wchodzic dwa razy dziennie i go sluchac...

Anonimowy pisze...

hej strumillelo! kolo tego domu tez przez przypadek przejechelem!
jestes poczatkiem wrzesnia w warszawie?

pozdrawiam z hamburga,
paulo