poniedziałek, 17 grudnia 2007

Moc truchleje!

Najlepsze życzenia wesołych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku 2008 składa cała załoga Szwajcu (czyli ja). Gdybym został tutaj, to być może odwiedziłby mnie Municypalny Zurychski Święty Mikołaj (po ichniemu Chläusli) i sprawdziwszy pozwolenie pobytu punktualnie wręczył jakiś niezwykle praktyczny a przy tym tani, lecz solidny geschenk. Na zdjęciu mobilny posterunek Chläusliego, który już od miesiąca patroluje Bahnhofstrasse w poszukiwaniu rzeczywiście grzecznych dzieci. Święty akurat ulotnił się był, ale hudoby pilnował czeladnik. Ponieważ jednak wracam do Polski, to liczę na nasze anioły.
I teraz jeśli chodzi o prezenty, to już dawno powtarzam za Janis Joplin 'Oh Lord, won't You buy me a Mercedes Benz', szczególnie odkąd spotkałem kiedyś na ulicy Zajączka pewną naklejkę naklejoną na samochód właśnie tej szczególnej marki. Także gdyby ktoś akurat spotkał Szefa gdzieś na mieście, to można Mu szepnąć słówko. Bo nie sądzę przecież, żeby czytał bloga...

Tutaj bardzo aktualna (aczkolwiek nie wiem, czy skuteczna) modlitwa prezentowa Janis, którą staram się odmawiać regularnie:

Oh Lord, won't You buy me a Mercedes-Benz ?
My friends all drive Porsches, I must make amends.
Worked hard all my lifetime, no help from my friends,
So Lord, won't You buy me a Mercedes-Benz ?

Oh Lord, won't You buy me a color tv ?
Dialing for dollars is trying to find me.
I wait for delivery each day until three,
So oh Lord, won't You buy me a color tv ?

Oh Lord, won't You buy me a night on the town ?
Im counting on You, Lord, please don't let me down.
Prove that You love me and buy the next round,
Oh Lord, won't You buy me a night on the town ?

Everybody!



Ścieżka dźwiękowa: być może najpiękniejsza kolęda ever - Nat King Cole 'The Christmas Song'
Chestnuts roasting on an open fire,
Jack Frost nipping at your nose,
Yuletide carols being sung by a choir,
And folks dressed up like Eskimos.

Everybody knows a turkey and some mistletoe,
Help to make the season bright,
Tiny tots with their eyes all a-glow,
Will find it hard to sleep tonight.

They know that Santa's on his way
He's loaded lots of toys and goodies on his sleigh,
And ev'ry mother's child is gonna spy,
To see if reindeer really know how to fly.

And so I'm offering this simple phrase,
To kids from one to ninety-two,
Although it's been said
Many times, Many ways
Merry Christmas to you.

niedziela, 16 grudnia 2007

100% Zumthora w Zumthorze

Po wpisaniu w Wikipedię "15 grudnia" dowiedziałem się mnóstwa ciekawych rzeczy. Po pierwsze: właśnie wybiła setna rocznica urodzin Oskara Niemeyera - sto lat Oskarze! Tfu!, co ja plotę, dwieście, stareńki, dwieście! Po drugie imieniny święci mnóstwo osób ale nie ma wśród nich świętego Taylora ani błogosławionego Forda, a tych to właśnie obstawiałem w ciemno na patronów wydajności. Ów patron, którym może być np Mścigniew, Saturnin lub Weronika bardzo dobrze się mną w każdym razie piętnastego zaopiekował/a/li/ły. Pojechałem na wycieczkę i zaliczyłem trzy kraje w osiem godzin.
Pogoda dopisała doskonale i przez całą drogę czułem się jakbym był jednym z tysiąca kawałków gargantuicznego puzzle o tematyce alpejskiej. Doliny zielone, dolny regiel lekko posiwiały, od stu metrów wzwyż biało kompletnie, na szczytach skała naga a wiatr bezwstydnie zwiewał z niej delikatną lodową woalkę. Ponad górami niebo kryształowe. W tych warunkach godzinę mknąłem pociągiem i jeszcze krótki kawałek autobusem i znalazłem się w Vaduz, stolicy księstwa Liechtensteinu. Meritum nazywa się lastriko. Idealne, jednolite, gładkie, satynowe, jedwabiste, szaroczarne lastriko, z którego Christian Kerez ulał fasady Kunstmuseum Liechtenstein. Już dla tej samej jednej minimalistycznej powierzchni warto było odwiedzić zapadłą stolicę kuriozum geograficzno-politycznego, jakim jest księstewko. Gdyby ktoś posiadał arystokratyczny rodowód, tytuł i kapitał i gdyby dokonał secesji księstwa Nowosądeckiego obrawszy na stolicę Krynicę Górską to tuszę, że gwiazda jego zdrojowej siedziby mogłaby przyćmić gwiazdkę Vaduz z łatwością. Ot ulica, przy niej zagrody z traktorami, poczta, kilkanaście banków, sklepy niewiele droższe niż w Szczyrku i burg na trzydziestometrowym urwisku. Zamek w Bielsku-Białej mógłby spokojnie przebić Vaduzki. Ale nie masz w Polsce muzeum ani galerii, która by architektonicznie zbliżyła sie do lastrikowej kosteczki Kereza. I nie będzie, chyba, że Kereza przebije Kerez.
W środku dawali akurat bardzo godne wystawy. Nowojorska sztuka lat '60 (m. in. świetny Richard Serra) a na dole grafiki Beuysa. Kupiłem w sklepiku album o budynku i monografię Moniki Sosnowskiej, mojej ulubionej polskiej artystki, o której niech ktoś spróbuje znaleźć jakąś książkę w Polsce, życzę szczęścia. Było wspaniale. Ale dzień młody a to dopiero drugie państwo tego dnia, toteż odjazd. Autobusem do stacji kolejowej a stamtąd pociągiem do Bregenz w Austrii z przesiadką na granicy w St.Margarethen. I tam już czekał Zumthor. Zumthor w Zumthorze - to nie żarty, bo w Kunsthaus Bregenz (zaprojektowanym przez Zumthora) akurat trwała ogromna wystawa poświecona Zumthorowi. Trwa do połowy stycznia, więc jakby ktoś mógł to na wszystkie swiętości zaklinam: TAK. Na parterze stoi kilka ogromnych makiet. Niektóre w skali 1:20, inne nawet 1:10 i do tych można wsadzić głowę i zobaczyć jak jest w środku. Jest mniej więcej tak: aaaaah! Pierwsze i drugie piętro kompletnie zaciemniono i puszczane w nich są projekcje filmów o ośmiu budynkach. Każdy pokaz odbywa się jednocześnie na sześciu ekranach i polega na tym, że w każdym z pokazywanych budynków sześć kamer na raz filmowało przez 45 minut z różnych ujęć to, co się akurat działo. Mucha lata, chmura się przesuwa, turysta wchodzi i wychodzi (kapliczka), babcia zażywa kąpieli (termy), pracownik klika myszką (pracownia). To wszystko z dźwiękiem. Bardzo przyjemne. Ale gwóźdź wystawy tkwi na ostatnim piętrze. Na specjalnych stołach, zaprojektowanych oczywiście przez... tak, przez niego osobiście. Tak więc na tych właśnie stołach rozłożono setki makiet i rysunków w różnych skalach zrealizowanych i aktualnych projektów. Spędziłem tam chyba ze trzy godziny szkicując i po prostu obficie się śliniąc. Największe wrażenie zrobiło na mnie, eeeeee, wszystko.
Nie można było oczywiście filmować, więc sfilmowałem tylko kawałeczek, dopóki baba-cerber nie stwierdziła, że trzymam komórkę w dziwny sposób. Zapewniłem ją, że ja tak piszę smsy, ale chyba nie dała się nabrać (w sumie słusznie, bo niby jak miałbym to robić skoro przyciskałem klawiaturę do piersi - sutkiem?) i już później nie spuszczała mnie z oka. Nie mam książki a jedynie bardzo cienki i skromny folderek, który cudem udało mi się wyłudzić na recepcji (to był przed-przedostatni i musiałem go nieomalże wyrywać recepcjonistce pazurami z gardła). Na osobiste życzenie PZ nie przygotowano publikacji do wystawy. Nie rozumiem tej nierozsądnej fanaberii i byłem na początku nawet trochę zły na niego, ale wybaczyłem mu w sercu studiując makietę 'Topografii Terroru'. Ten niesamowity, piękny projekt przypomina mi nieco losy przedwojennej Świątyni Opatrzności Bożej na Polach Mokotowskich w Warszawie. Znajduje się on mianowicie w niezwykłym stanie zawieszenia pomiędzy istnieniem a nieistnieniem. In statu nascendi uśmiercony przez polityczne zawirowania istnieje na papierze w postaci kompletnego projektu wykonawczego, makiet, perspektyw. Przez kilka lat należał nawet prawie do świata materialnego, częściowo wcielony w fundamenty i klatki schodowe. Ale już raczej nic z tego nie będzie, już żelbet żerem buldożerom... Na tej wystawie jest coś z pięć takich projektów, wygranych konkursów, wspaniałych rysunków i makiet, tak, że już już czujesz się, jakbyś tam był. A ostatecznie nici. I uwaga, złota myśl na koniec: Zumthor jest Zumthorem dlatego, że występuje tylko w postaci 100% krystalicznego Zumthora w Zumthorze. Żadne tam kompromisowe pół- czy ćwierć-Zumthory go nie interesują i ceną za to są te niezrealizowane cudeńka. Koniec złotej myśli. Spójrzcie...

Ścieżka dźwiękowa: geniusz i geniusz dla geniusza. MJ + CV dla PZ. Nastrój na piętrach z projekcją podobny, jak w tym klipie, zupełnie przypadkowo...

Kopacz i Proszek

Dzieje się! Cały czas coś. Jak nie oddanie, to egzamin. Interesujący wykład na zmianę z imprezą. Tu ćwiczenie języka, tam z kolei wycieczka fotograficzna. Czasem wspinanie, czasem narty. Czasem słońce, czasem deszcz. I tak czas sobie płynie a na mnie czekała nie sfotografowana wystawa Grabera & Pulvera, czyli w moim hobbystycznym tłumaczeniu Kopacza i Proszka. W końcu się wziąłem i oto zapraszam - jest tutaj.
Sympatyczni dwaj panowie skończyli obaj ETH, wyglądają na po 25, są gdzieś pośrodku swoich trzydziestek a ich projekty regularnie pojawiają się w Detailu. Ale chwila, żeby tylko w Detailu - przez nich zrobiona szkoła specjalna służy za przykład w nowym bladoniebieskim wydaniu Neuferta! W tym semestrze było ich (Kopacza i Proszka) bardzo dużo na ETH. Wyszedł album poświęcony ich twórczości nakładem tutejszej politechnicznej oficyny wydawniczej GTA (i nie chodzi tu o Grand Theft Auto tylko Geschichte und Theorie der Architektur), do kompletu z albumem była wystawa, do kompletu z wystawą był wykład a z nim do kompletu był wernisaż i niezwykle przyjemna, kulturalna publiczna popijawa. I ja też tam byłem, wino po cztery franki za 0,75l piłem, a że po Schwytzerduutsch nie mówiłem, to szybko się zmyłem, zdjęć nie zrobiwszy. Przepraszam za nierymowaną końcówkę, ale poczułem, że trzeba rozbić ten nagły zlepek częstochowski.
Na ETH panuje wspaniała polityka edukacyjna, której śladu na WAPW nie widzę a która polega na tym, że do uczenia studentów architektury nie służą etatowi pracownicy naukowi. Ci służą do prowadzenia badań i do spełniania funkcji organizacyjnych. Wiedzy dostarczają prawdziwi praktykujący architekci. I tak za mojej obecności projekty prowadzili: Peter Maerkli, Andrea Deplazes, Herzog&DeMeuron, Dietmar Eberle, Caruso & SaintJohn oraz Graber & Pulver. I jak to porównać z warszawskim wydziałem, z którego pozbyto się aktywnie lub pasywnie w kolejności chronologicznej: Waldemara Łysiaka (za nazbyt radykalne poglądy polityczne i obsesyjną napoleonofilię), Olgierda Jagiełły (nie wiem czy wywalono, ale nie dostarczono powodu by został), Jerzego Szczepanika-Dzikowskiego (j.w., z tego co pamiętam), Marcina Sadowskiego (uczył za darmo aż w końcu odmówili mu pomieszczenia kotłowni w której oszlifował talenty m. in. M. Świętorzeckiego i K. Gronkiewicza), Krzysztofa Jaraczewskiego (arcypromotor dyplomów, chciał nadal uczyć, ale żądał wynagrodzenia umożliwiającego wyżywienie rodziny), Andrzeja Miklaszewskiego (owszem, jego dyplomanci kosili nagrody, ale on zestarzał się nad miarę nie zrobiwszy nawet doktoratu). Także jeżeli czyta to jakiś przyszły, obecny lub nawet, a co to szkodzi, były student WAPW to niech organizuje szybko kasę i ściąga po prawdziwą naukę do CH. To jest łatwe.
Wiem jednak, że zły to ptak, co własne gniazdo kala. Dlatego wspólnie z moimi sąsiadami i dobrodziejami PP. Żółtowskimi zaczęliśmy już jakiś czas temu kompilować listę przewag Polski nad Szwajcarią. Lista jest na razie dość krótka - składa się z trzech punktów:
1. Jedzenie jest tańsze
2. Można wszędzie znaleźć miejsce do parkowania
3. Nie ma w kinie przerwy na reklamę (tak tak, tutaj w środku filmu!)
I ja dzisiaj, na fali wystawy Kopacza i Proszka dopisuję do tego punkt czwarty: kampus politechniczny warszawski leży w centrum miasta a nie w środku pola. A tutejsza galeria ArchRena z architekturą oglądana jest jedynie przez studentów albo pechowców którczy zasnęli w autobusie 69 i muszą czekać na pętli Hoenggerberg wdychając aromat obornika. Szwajcarzy też czują, że to jest feler. A że nie ma miejsca na ETH w centrum, to będą budować Miasto Nauki na przełęczy. Ale o tym - być może w następnych odcinkach.

Album i wykład Gr&Pv zarejestrowany na widełło (po niemiecku) do wglądu u wujaszka. Uwaga! Usługa dostępna na razie tylko na terenie Konfederacji Szwajcarskiej. Chyba, żeby ktoś się naprawdę rozjuszył, to mogę wysłać dvd z wykładem pocztą otrzymawszy uprzednio wypełniony wniosek drogą mailową. Album też, w sklepiku kosztuje coś ze 40chf plus wysyłka.

Ścieżka dźwiękowa: Modest Musorgski - Z cyklu 'Obrazki z wystawy' finał: 'Wielka Brama w Kijowie'. Ci, którzy mają już jakieś spokojne i dobrze zarysowane plany na resztę życia, nie powinni słuchać tej muzyki ani tym bardziej oglądać klipu. Ryzykują bowiem nagłe, spontaniczne wniebowstąpienie lub co najmniej zerwanie się sprzed komputera i porzucenie domu w celu natychmiastowego dokonania Rzeczy Wielkich. Natomiast wszyscy bez wyjątku mogą i powinni docenić dopasowanie tytułu utworu do tematu posta.

niedziela, 9 grudnia 2007

Ekolekcje adwentowe

Przedostatnie zajęcia fascynującego wykładu Bauprozess:Organisation urządzono nam w Schweizerische Baumuster Zentrale. Wygląda toto mniej więcej jakby ktoś Bartycką upchnął na trzech piętrach kamienicy. Żeby nie było, że ja tu się bezkrytycznie wszystkim zachwycam to wiedzcie, że Bartycka ma przewagę, bo jest większa i w odróżnieniu od BMZ ZH można sobie od razu wszystko kupić. Natomiast zurychskiej centrali próbek budowlanych, choćbym nie wiem jak się starał, to nie mogę odmówić zdecydowanego prowadzenia w kategorii 'cywilizacja'. Lokal mieści się przy Bahnhofstrasse - najdroższej ulicy w mieście. Ma własna salę konferencyjną i tabun kompetentnych doradców. To jest bardzo dobre, bo z inwestorem obutym w trzewiki Bally za 1500chf nie musi architekt tutejszy łazić w deszczu po obskurnych pawilonach tylko mu klamki i przełączniki okazuje w ciszy, cieple i luksusie. Ku edukacji i rozrywce ma też przestrzeń wystawową, gdzie podczas mojej wizyty akurat wisiała świetna prezentacja najnowszego Matterhornu szwajcarskiego eko-budownictwa - osiedla Sihlbogen. Sfotografowałem całą. Jest tam bardzo dobry wykład tego, na czym starałem sie skoncentrować moją pracę dyplomową - na optymalizacji gospodarki zasobami w produkcji przestrzeni mieszkalnej (ufffff).
Zauważyłem, że w Polsce słowa zaczynające się od 'eko' momentalnie rujnują atmosferę. Ewokują przykry obraz niedostatecznie higienicznej osoby, z obłędem w oczach, dredami do pasa, nadmiernie spoufalającej się ze swoimi sześcioma psami, otwierającej piwo oczodołem, w przypadkowym i destrukcyjnym napadzie lewackiej aktywności politycznej przykuwającej się łańcuchem do drzewa. 'Eko-śmeko' przechowuje się u nas w tej samej szufladzie, co zjawiska paranormalne, ufo i leczenie bioprądami. Ot, oderwane od rzeczywistości fanaberie dla zielonych ptaków z nadmiarem wolnego czasu. Dlatego zawsze bardzo ostrożnie starałem się lawirować, żeby nie wypowiadzieć przypadkiem słowa na 'e' opowiadając dajmy na to o moim dyplomie. Tutaj przeciwnie - wszyscy są na 'e' od góry do dołu. A właściwie na 'n' od Nachhaltig, dosłownie długo działający, zrównoważony.
Mam wrażenie, że w CH już dawno przestano rozumieć postawę 'eko' jako wyraz powodowanej moralnymi pobudkami nadopiekuńczości względem świata, który przecież 'i tak sobie poradzi'. Oni po prostu rozumieją, że trzeba sie brać i oszczędzać, mniej śmiecić i mniej palić. To przyjemne, że gdy im o 'tych rzeczach' opowiadam, gdy rozmawiamy, to nie czuję się jak nawiedzony starzec wieszczący apokalipsę na przystanku. A propos zapowiadania bliskiego końca, to już dawno chciałem wszystkich nakłonić do zapoznania się z fascynującym serwisem o wiotkich podstawach naszej energetycznej rozrzutności. Kiedy czytałem, doznałem tego cudownego wrażenia, że wiele rzeczy, których się wcześniej ze sobą nie łączyło, nagle fantastycznie do siebie nawzajem pasuje. Lektura tej strony odbiera ideom 'eko-śmeko' aurę krotochwilności a przydaje właściwej im wagi podstawowej walki o przetrwanie. O rany, ale przygniotłem...

Ścieżka dźwiękowa: radiogłowcy próbowali dać to już wszystkim wcześniej delikatnie do zrozumienia. Ten facet opowiada im moim zdaniem w udanym skrócie zawartość strony poleconej już przed chwilką A i piosenka ładna na dodatek.